Czytałam kiedyś wspomnienia polarników, w których opisywali śpiewający lód. Nigdy bym nie przypuszczała, że usłyszę jak lód śpiewa, nie na biegunie, ale w Tychach. Wybraliśmy się na spacer w słoneczne, ale mroźne popołudnie nad Jezioro Paprocańskie. Jezioro były skute lodem.
Nagle usłyszeliśmy dziwne dźwięki niosące się po zamrożonej tafli Jeziora. To śpiewał lód swoją niesamowitą, niemal hipnotyczną pieśń. Pieśń niepokojącą, a zarazem faszynującą i wciągającą słuchacza. Pieśń bez słów, ale wyrażająca tyle uczuć i emocji. Teraz rozumiem uczucia polarników, którzy musieli ją słuchać całymi dniami i nocami. Pieśń jest piękna, ale zarazem męcząca, mroczna i niepokojąca. Mogąca doprowadzić słuchacza do obłędu.